„Tajemnicza śmierć ks. Józefa Jamroza.
Wypadek czy morderstwo?”

w Tygodniku Katolickim „Niedziela” nr 22 z 2 czerwca 2002 roku został zamieszczony artykuł „Tajemnicza śmierć ks. Józefa Jamroza. Wypadek czy morderstwo?”. Autorem publikacji jest Filip Dereń. Artykuł wcześniej był publikowany na łamach Tygodnika Rodzin Katolickich „Źródło” nr 19 z 12 maja 2002 roku.

„Tajemnicza śmierć ks. Józefa Jamroza
Wypadek czy morderstwo?”

„11 grudnia 2001 roku krótko po godzinie 4 nad ranem policja w Jelczu –Laskowicach otrzymała informację o pożarze. Płonęła plebania przy kościele pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Z kłębów dymu i ognia strażacy wynieśli ciało 52 – letniego księdza. Potem jeszcze przez pięć godzin walczyli z żywiołem. Nadaremnie. Do dziś nie wiadomo jednak, czy ksiądz padł ofiarą nieszczęśliwego wypadku, czy zaplanowanego morderstwa.

Ks. Józef Jamróz pochodził z Mszany Dolnej. Święcenia kapłańskie przyjął w 1975 roku. Pracował w parafiach we Wrocławiu i w Oławie. Proboszczem w Jelczu – Laskowicach był zaledwie od siedmiu miesięcy. Miał wiele planów – chciał odremontować kościół , podjąć pracę z młodzieżą. Parafianie wspominają, że głosił mądre, interesujące kazania. To miały być jego pierwsze święta Bożego Narodzenia spędzone w nowej parafii. Nie doczekał.

Początkowo ustalono, że przyczyną śmierci samotnie mieszkającego księdza było zaczadzenie. Wielu mieszkańców miasteczka i rodzina zmarłego księdza nie chcą dać temu wiary. Ich zdaniem, ksiądz został pobity lub od razu zamordowany, okradziony, a plebanię podpalono dla zatarcia śladów.
Nie można wykluczyć i takiej ewentualności. W całej sprawie pozostaje bowiem szereg niewyjaśnionych kwestii. Z plebanii zginęło wiele cennych przedmiotów, pieniądze, jakieś dokumenty. Ponoć krytycznego dnia mieszkańcy widzieli w nocy światło na poddaszu (chociaż ksiądz mieszkał na dole), a wieczorem ksiądz był dziwnie zdenerwowany. O niepokoju księdza i jego obawach o własne życie wspomina także siostra kapłana – poetka Władysława Anna Jamróz. Jak twierdzi, brat mówił jej, że był szantażowany i że mu grożono, zapowiadając, że „nie dożyje końca roku”. Kiedy odwiedziła go w nowej parafii, nie pozwolił jej przenocować na plebanii, obawiając się, że „mogą zginąć oboje”. Podobno nawet katechetki przygotowujące z księdzem jasełka dziwiły się, że tak często używa sformułowania „jak dożyję”.

Kolejna kwestia – finanse. Jak mówi Władysława Jamróz, kiedy jej brat obejmował urząd proboszcza, parafia była zadłużona, obiekty parafialne nie ubezpieczone, a w kasie nie było pieniędzy. Ksiądz Józef chciał uzdrowić tę sytuację. Ponadto toczyło się dochodzenie przeciwko niektórym parafianom w sprawie wykrytych nieprawidłowości podatkowych zaistniałych za poprzedniego proboszcza. (Umorzono je 5 grudnia ub. roku m.in. dlatego, że w archiwum parafii nie znaleziono odpowiednich dokumentów). Źle układała się też współpraca księdza z Radą Parafialną, którą ks. Józef kilka miesięcy po objęciu urzędu, za zgodą diecezjalnych hierarchów, rozwiązał.
W złożonych na policji zeznaniach siostra księdza sugeruje, że zbrodni mógł dokonać ktoś z jego świeckich współpracowników. „Współpracownicy proboszcza robili oszustwa na plebanii. (...) Nie rozliczyli też składek na remont kościoła, a brat mówił, że muszą to zrobić, bo pod koniec roku trzeba się z parafianami rozliczyć publicznie”. – czytamy w przytaczającym jej słowa tekście Jerzego Kamińskiego, zamieszczonym w oławskiej „Gazecie Powiatowej”. Czyżby zatem domniemane morderstwo i podpalenie miało na celu zatarcie śladów finansowych malwersacji? Sprawa ta pozostaje niejasna.

Siostrę księdza zaintrygowały też wklęśnięcia i szramy na jego twarzy i głowie dostrzeżone przez nią, kiedy przyglądała się zmarłemu. Dochodzenie trwa. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że policja i prokuratura dotrze do całej prawdy dotyczącej tajemniczej śmierci ks. Jamroza.”

Tygodnik Katolicki „ Niedziela” nr 22. 2 czerwca 2002 roku