Ks. Józef Jamróz zginął w do dziś nie wyjaśnionych okolicznościach
„Śmierć na plebanii”

 

Tygodnik Katolicko – Narodowy „Głos” nr 38 z 20 września 2003 roku opublikował artykuł opracowany przez Marcina Gugulskiego pt. „Ks. Józef Jamróz zginął w do dziś nie wyjaśnionych okolicznościach” „Śmierć na plebanii”. Autor na podstawie materiałów dostarczonych przez Władysławę Annę Jamróz relacjonuje:
„W nocy z 10 na 11 grudnia 2001 roku w tragicznych i do dziś nie wyjaśnionych okolicznościach dobiegło życie 52 – letniego księdza kanonika Józefa Jamroza. Działo się to na plebanii parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Jelczu Laskowicach w diecezji wrocławskiej. Media jako przyczynę zgonu podały zaczadzenie, ale wiele wskazuje na to, że sprawa nie wygląda tak banalnie. Mógł to być napad połączony z kradzieżą i zabójstwem.

Siostra księdza kanonika, pani Władysława Anna Jamróz już w dniu tragedii powiadomiła telefonicznie prokuraturę i policję , że na plebanii mogło dojść do celowego podpalenia, mającego na celu m.in. zatarcie śladów oszustw dokonywanych przez niektórych parafian za czasów poprzedniego, chorego i nie panującego już nad sytuacją , proboszcza. W dniach poprzedzających pożar i zgon ks. Jamróz otrzymywał pogróżki od osób zapowiadających, że „nie dożyje końca roku” jeśli nie pozwoli kontynuować przestępczego procederu rozkradania składek parafialnych.

Mimo poinformowania służb policyjno – prokuratorskich o tych faktach, dopiero w ostatnich dniach roku 2001 pani Władysława Anna Jamróz, została wezwana do prokuratury, gdzie mogła złożyć zeznania. Stwierdziła do protokołu m.in., że Ksiądz miał na twarzy i na głowie silne ślady pobicia świadczące o napadzie. Brak cennych pamiątek rodzinnych Księdza, wielu wartościowych przedmiotów, a także wielu nowych rzeczy i parafialnych pieniędzy Księdza świadczą o tym, że sprawcy morderstwa i napadu dokonali kradzieży.
Gdy Ksiądz Jamróz mówił osobom podejrzewanym o rozkradanie składek parafialnych, że z zabieranych przez nich pieniędzy muszą się rozliczyć, bo on pod koniec roku musi parafianom przeczytać rozliczenie, ile pieniędzy zostało zebrane i na co wydane – mówiła Władysława Anna Jamróz – to odgrażali mu się, że nie doczeka końca roku. Groźby stały się faktem. Ksiądz nie żyje.

Siostra ks. Jamroza zeznała też, że brat miał obrażenia głowy i twarzy, załamanie na czole..., także inne ślady uderzeń na głowie, dużo drobnych guzów, pomiędzy którymi biegną przecięcia zastygłe krwią , nos z prawej strony był złamany.
Czy takie – widoczne nawet w publikowanych zdjęciach – urazy mogły powstać w czasie powstałego z naturalnych przyczyn zaczadzenia, bez udziału osób trzecich? Te wątpliwości głośno i publicznie wyraża nie tylko siostra zmarłego. Z czasem wątpliwości nie malały, lecz narastały. Podzieliło je szereg posłów i senatorów, którzy podjęli w tej sprawie interwencje poselskie. Postępowanie organów prokuratury i ścigania w sprawie ks. Jamroza było też tematem zapytania poselskiego zadanego w czasie posiedzenia parlamentarnego Sejmu. Pisał o sprawie „Nasz Dziennik” i szereg tytułów prasy lokalnej. Jest nawet poświęcona tej sprawie strona internetowa: www.morderstwo.kaplana.nowotarski.pl

Zarzuty stawiane nie tylko organom ścigania przez panią Władysławę Annę Jamróz są różnej rangi, ale niektóre z nich – nie tylko te niżej wymienione – brzmią bardzo poważnie:
• nie szukano sprawców napadu i podpalenia oraz kradzieży, nie zabezpieczono maksymalnej ilości śladów, nie wykonano niezbędnych ekspertyz,
• przyjęto odgórnie wersję o zaczadzeniu i już w dniu zbrodni ktoś zacierał i tuszował ślady popełnionej zbrodni, świadczy o tym fakt przebrania Brata do zdjęć policyjnych; było to posunięcie niedopuszczalne. (...)
• nie poddano ekspertyzie ubrań, w których znaleziono Brata (...) i do każdego badanego zamka do drzwi wejściowych biegli stwierdzili brak kompletu kluczy i wcale nie starano się wyjaśnić, kto jest w posiadaniu brakujących kluczy, nie wzięto pod uwagę, że sprawcy przestępstwa mogli być w posiadaniu kluczy,
• nie chciano rodzinie udostępnić protokołu sekcji zwłok, dopiero na skutek specjalnej interpelacji w Prokuraturze Okręgowej we Wrocławiu przysłano nam protokół po pięciu miesiącach.

Ksiądz kanonik Józef Jamróz dokładnie połowę swojego życia spędził w kapłańskim stanie. Słynął ze starannie przygotowanych kazań, trafiających do serc i sumień wiernych. Wygłaszał je z piękną dykcją, głosem porywającym słuchaczy do Boga. Jeszcze w czasie stanu wojennego odprawiał Msze Święte i wygłaszał homilie na wiecu „Solidarności” we Wrocławiu, gdzie przez kilka lat był wikariuszem w dzielnicach Brochów i Kozanów. Zawsze nawoływał do dokonywania właściwych wyborów. Pod wpływem jego kazań zdarzały się nawrócenia. Wierni przychodzili również z innych okolicznych kościołów, by słuchać homilii ks. Jmroza.
Słynął również jako dobry spowiednik. Podczas pogrzebu jedna z parafianek wyznała publicznie, że przychodzącym do jego konfesjonału potrafił „leczyć raka duszy”.
Przez kilka lat był wikariuszem w dwóch parafiach w Oławie ( w jednej z nich, parafii Matki Bożej Pocieszenia, był opiekunem duchowym Rodziny Radia Maryja).
Dzielił się z potrzebującymi. Chętnie służył radą i pomocą. Niektórzy zarzucali mu, że czyta „Niedzielę” i że codziennie kupuje „Nasz Dziennik”. Wyśmiewali się, że słucha Radia Maryja. Zginął niewinnie.

Występująca jako pełnomocnik rodziny zamordowanego księdza pani Władysława Anna Jamróz na razie samotnie przedstawia wersję zdarzeń alternatywną wobec przyjętej przez organy ścigania, jaki jest efekt jej, trwających już bite 21 miesięcy, starań ? Śledztwa wszczynano i umarzano, decyzję o umarzaniu pani Jamróz zaskarżała, a jej skargi przechodziły krzyżową drogę przez długi szereg sądowych instancji. Z dokumentów i zeznań licznie zgromadzonych w śledztwie, a rozpowszechnianych przez panią Władysławę Annę Jamróz, wynika, że przedstawiona przez nią wersja zbrodni z premedytacją jest co najmniej równie prawdopodobna, a na pewno bardziej spójna od przyjętej w śledztwie wersji przypadkowego zaczadzenia.

Źle by się stało, gdyby ta bulwersująca sprawa rozpłynęła się w ludzkiej niepamięci. Źle świadczy o stanie polskiego państwa, gdyż poważne zarzuty i informacje wskazujące na dokonanie przestępstwa spotykają się z obojętnością organów ścigania. Sprawa śmierci księdza kanonika Józefa Jamroza musi w końcu znaleźć swój ziemski finał przed polskim sądem.”