„Zabić księdza”
Sprawa morderstwa popełnionego na kapłanie z gór zbulwersowała dziennikarzy. Redaktor Bartłomiej Solik w „Tygodniku Podhalańskim” nr 29 z 17 lipca 2003 roku opublikował artykuł „Zabić księdza”.
Przypomina w nim czytelnikom tego tygodnika,
który również ukazuje się poza granicami naszego kraju, o tragicznych
wydarzeniach związanych z bestialskim morderstwem dokonanym na bezbronnym
kapłanie – ks. Józefie Jamrozie. Autor artykułu napisał: „Władysława i Barbara
Jamróz z Mszany Dolnej już prawie dwa lata starają się wyjaśnić tajemniczą
śmierć swojego brata – proboszcza w Jelczu – Laskowicach w diecezji
wrocławskiej. Duchowny został zamordowany, a jego plebania spalona przez
bandytów.
Tragiczne wydarzenia miały miejsce w nocy 10/11 grudnia 2001 roku. Ks. Józef
Jamróz został napadnięty i zamordowany na parafii św. Stanisława Biskupa i
Męczennika, gdzie był proboszczem.
Według Władysławy i Barbary Jamróz brat zginąć miał z rąk członków byłej rady parafialnej, którą w porozumieniu z Kurią Biskupią we Wrocławiu , rozwiązał na krótko przed śmiercią. Plebanię zaś podpalono dla zatarcia śladów zbrodni. Okazało się, że w parafii praktykowany jest dziwny zwyczaj zabierania składki z jednej niedzieli przez radę dla siebie, a ksiądz chciał się rozliczyć przed parafianami z pieniędzy oddawanymi przecież dobrowolnie na potrzeby kościoła – czytamy na stronie internetowej, na której Władysława Anna Jamróz snuje swoją opowieść. Ksiądz miał być szantażowany, a przewodniczący rady wielokrotnie groził mu śmiercią. Ja już nie będę długo żył, oni mnie napadną i zabiją – zwierzał się siostrze na trzy tygodnie przed śmiercią , tuż po kłótni z przewodniczącym rady parafialnej. Już wtedy na wniosek urzędu skarbowego toczyło się postępowanie w Jelczu – Laskowicach, mające wyjaśnić malwersacje finansowe w parafii. Podczas urzędowania poprzedniego księdza członkowie rady parafialnej kosztujące 15 zł wino mszalne księgowali na sumę 200 zł. Zawyżano też ceny komunikantów.
Pożar zauważył piekarz o 4 nad ranem. Straż
pożarna i policja zjawiły się na miejscu kilka minut później. Ciało księdza
wyniesiono na zewnątrz. Lekarz pogotowia pamięta, że Józef Jamróz był kompletnie
ubrany. Płomienie nie zaskoczyły go we śnie. Zeznania strażaków co do ubioru
księdza pokrywają się z zeznaniami lekarza. Ze zdjęć policyjnych można
wywnioskować, że ksiądz Jamróz został pobity twardym narzędziem, o czym świadczy
złamany i rozbity nos oraz wklęśniecie na czole, a także krew na ustach i w
nosie. Przez następnych 20 dni, mimo usilnych starań Władysławy Jamróz, organy
ścigania nie podjęły działań w celu odnalezienia ewentualnych sprawców.
O sprawie szeroko informowały media. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano
zaczadzenie. W związku z zauważonymi nieprawidłowościami, związanymi z
prowadzonym dochodzeniem, które nie uwzględnia zabójstwa, ani napadu, ani też
kradzieży i podpalenia, z góry przyjmując, że śmierć nastąpiła w wyniku
zaczadzenia na skutek samoistnego pożaru, siostry napisały do Prokuratury
Rejonowej w Oławie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Barbara i Władysława Jamróz dwukrotnie wystąpiły
także do oławskiej prokuratury o powołanie nowego biegłego z zakresu medycyny
sądowej oraz ekshumację ciała brata i ponowną sekcję w Zakładzie Medycyny
Sądowej w Krakowie. Prokuratura wniosek oddaliła.”