Ta trumna woła o pomstę do nieba !
W związku z artykułami dotyczącymi męczeńskiej śmierci mojego Brata ks. kan. Józefa Jamroza (zamieszczonymi na łamach „Gazety Powiatowej – Wiadomości Oławskie”) jako siostra zamordowanego kapłana chcę zabrać głos i przedstawić prawdę.
Dochodzenie w sprawie tragicznej śmierci mojego
Brata, pomimo tego, że było prowadzone pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w
Oławie, od samego początku było prowadzone w sposób zadziwiająco
nieprofesjonalny. Popełniono kardynalne błędy, nie zabezpieczając wielu dowodów.
Pomimo mojego telefonicznego zawiadomienia o przestępstwie , które złożyłam już
w dniu popełnionej zbrodni, nie wykonano całego szeregu nieodzownych ekspertyz.
Między innymi nie poddano badaniom ubrań, które Brat miał na sobie i dopuszczono
się kardynalnego czynu przebrania i umycia księdza do zdjęć policyjnych, co było
posunięciem skandalicznym i niedopuszczalnym. Lekarz pogotowia – Hanna Jankowska
stwierdziła, że ksiądz był kompletnie ubrany (w ciemny sweter i spodnie) tak
jakby w ogóle nie kładł się do snu i nie sprawiał wrażenia człowieka wyrwanego
ze snu, twarz miał osmoloną i nie widać było obrażeń. Natomiast na zdjęciach
policyjnych twarz ksiądza jest czysta, widoczne są obrażenia na twarzy i głowie
oraz ślady duszenia po obu stronach szyi, a w otworach nosowych oraz na ustach
pozostała krew zmieszana z sadzą. Jednak protokół oględzin sporządzony przez
panią prokurator najpierw opisuje liczne pomieszczenia plebanii, a na końcu
umieszcza opis zwłok wykonany bardzo powierzchownie bez ujawniania obrażeń.
Pomija również bardzo ważny fakt mokrej plamy u dołu podkoszulka i u góry na
getrach świadczącej niezbicie o tym, że ksiądz był duszony i podczas zadawanych
mu mąk duszenia samowolnie oddawał mocz, co nie występuje przy innego rodzaju
śmierci. To, że Brat był duszony, potwierdza także protokół sekcji, który
informuje, że w pęcherzu moczowym było zaledwie 5 mililitrów moczu. Stwierdzono
także obrzęk mózgu i obrzęk płuc. O tym, że był także torturowany, świadczy
również protokół, który potwierdza, że narządy wewnętrzne księdza były silnie
przekrwione.
Zdjęte z księdza sweter i spodnie, które na pewno były zabrudzone krwią ze
złamanego nosa i pobitej twardym narzędziem głowy, zniknęły w zagadkowy sposób i
nie wyjaśniono zgodnie z prawdą tego skandalicznego posunięcia.
Nie zbadano też jaką truciznę podano psu,
którego otruto po rozwiązaniu przez Brata Rady Parafialnej. Był to szkolony
policyjny pies, który nie przyjmował pożywienia od obcych. Jego karmieniem
zajmował się kościelny.
Ponadto zbezczeszczono zwłoki księdza, trzymając jego ciało przez wiele godzin
na śniegu i mrozie przed plebanią w worku foliowym na terenie ogrodu. Ostatnio
dowiedziałam się od ludzi, ze ciało mojego Brata leżało tak długo, że aż
przymarzło do podłoża i musiano je odrywać. To kolejne przestępstwo dotyczące
zbezczeszczenia zwłok kapłana nie wymaga komentarza. To jest więcej niż skandal,
żeby w taki nieludzki sposób, prowadzący dochodzenie, potraktowali ciało
kapłana, który poniósł śmierć męczeńską.
Od samego początku tragedii pozwalano na teren przestępstwa wejść osobom
postronnym – członkom rozwiązanej przez Brata Rady Parafialnej. Osoby te
najpierw w dniu 11 XII 2001 roku zabezpieczały w garażach wartościowe
przedmioty, potem w dniu 15 XII 2001 roku pomimo tego, że pomieszczenia plebanii
były już zaplombowane, bezprawnie pod kierunkiem Zenona R. przeszukiwały i
penetrowały te pomieszczenia i likwidowały wszystkie przedmioty mogące nosić
ślady popełnionej zbrodni. Na skutek tego rzekomego „sprzątania” zniknęło całe
wyposażenie sypialni księdza, do której dzień wcześniej 14 XII 2001 roku Zenon
R. nie pozwolił wejść mojej siostrze Barbarze Jamróz, twierdząc, że „nie wolno”,
że „zaplombowane”.
Jakim prawem ten były przewodniczący rady w następnym dniu wtargnął do tejże sypialni i zlikwidował w niej kompletnie wszystko? Mam zdjęcia policyjne, na których widać, że sypialnia Brata całkowicie ocalała, a protokół oględzin informuje, że ogień tutaj nie dotarł. Dlaczego zatem Zenon R. , Tadeusz P., Aneta Z., Janina S., wraz z mężem i synem urządzali likwidację mebli i przedmiotów należących do mojego Brata? Owo „sprzątanie” odbyło się bez zgody kogokolwiek z rodziny księdza. Jakim prawem obcy ludzie mieli decydować, którą rzecz będącą własnością księdza można wyrzucić? Jakim prawem zlikwidowali całe wyposażenie sypialni, które całkowicie ocalało? Dla mnie sprawa jest jasna. To w sypialni zamordowano mojego Brata i dlatego pan Zenon R. nie pozwolił tam siostrze wejść, a w następnym dniu urządził „sprzątanie” mające na celu zlikwidowanie śladów popełnionej zbrodni. Uważam, że był to kolejny napad na podpaloną plebanię i to w dniu, w którym rodzina zamordowanego kapłana przeżywała tragedię jego pogrzebu w Mszanie Dolnej. Te meble i wszystkie przedmioty z sypialni Brata powinny być poddane ekspertyzie kryminalistycznej, ale prowadzący dochodzenie nie zarządzili takiej ekspertyzy, a Zenon R. zadbał o to, aby wszystkie przedmioty zniknęły.
Pan Zenon R. jest także jedynym znalazcą dużej
ilości pieniędzy na plebanii, o których znalezieniu powiadomił policję dopiero w
trzecim miesiącu od momentu znalezienia, mimo tego, że wcześniej wielokrotnie
zeznawał. Kiedy tak naprawdę Zenon R. znalazł te pieniądze, skoro nikt ze
sprzątających nie widział momentu ich znalezienia?
Dlaczego nie zwrócił nam wszystkich pieniędzy, dolarów oraz złotych i srebrnych
pamiątek prymicyjnych Brata, a oddał jedynie część pieniędzy? To pan Zenon R.
znalazł te pieniądze i „oniemiał” na ich widok. Zaskoczonemu panu Zenonowi R.
wyjaśniam, że pieniądze i dolary otrzymywał Brat od rodziny z zagranicy. Sam pan
R. zeznał, że mężczyzna, który przyjechał na pogrzeb księdza Jamroza,
powiedział: „Posłaliśmy mu tysiąc dolarów”. Mój Brat był księdzem bardzo
uczciwym i sprawiedliwym i z parafialnych pieniędzy nie wziąłby nawet grosza. O
jego niezwykłej uczciwości i sumienności może świadczyć fakt, iż wówczas kiedy
go odwiedziłam, zapytał mnie nawet o to czy gdy jeździ do chorych na pierwszy
piątek w parafii, czy może kierowcy zapłacić z pieniędzy parafialnych, czy musi
ze swoich. Brat dawał biednym i potrzebującym, pomagał dzieciom z Domu Dziecka.
Gdy chodził po kolędzie, to w wielu miejscach nie brał w ogóle pieniędzy, a
nawet biednym ludziom dawał. To, co miał uskładane na samochód, który miał
kupować, to większość otrzymywał od rodziny z zagranicy. Nie oddano nam 25
tysięcy nowych złotych, z tej sumy na samochód, nie zwrócono 500 dolarów w
banknotach po 100, ani 10 dolarów w złocie oraz 12 złotych dukatów 24
karatowych, ani złotego pierścionka z różańcem na palec, ani złotego i srebrnego
krzyża z Wizerunkiem Pana Jezusa, ani złotych łyżeczek, ani złotego
szwajcarskiego zegarka, białego serwisu z chińskiej porcelany, nowych kurtek
puchowych i nowych butów, które jeszcze w piątek przed zamordowaniem otrzymał od
nas w paczce. Co się stało z tymi „dobrami”, których ilością zdziwiony był pan
Zenon? Notatka policyjna wyraźnie mówi, że w garażach parafialnych zabezpieczono
wartościowe przedmioty. Gdzie się podziały te przedmioty po sprzątaniu członków
rady? A co z pieniędzmi, na widok których pan Zenon „oniemiał” ? Na plebanii
oprócz własnych pieniędzy Brata były też pieniądze parafialne ze składek i za
opłatki i te zbierane przez Brata na pokrycie dachu plebanii. Nie zwrócono tych
pieniędzy nowemu księdzu.
Pan Zenon R. podaje do prasy wielkie kwoty na książeczkach, na których w istocie
figuruje zaledwie 5 zł i 6 zł. Jest też książeczka dolarowa, ale sam pan R.
słyszał, że rodzina posłała księdzu tysiąc dolarów.
Ponadto Brat za swoje własne 8 tysięcy nowych
złotych wyremontował plebanię: kupił piec centralnego ogrzewania, nowe
kaloryfery, nowe przewody i założył nową podłogę panelową. Do tej pory nikt nam
nie zwrócił własnych pieniędzy Brata, które włożył w remont plebanii, w której
nigdy nie będzie już mieszkał, gdyż został zamordowany, ponieważ pozbawił
niektórych członków rady możliwości czerpania zysków ze składek parafialnych.
Brat mówił mi, że przewodniczący rady, który chodził po składce w Boże Ciało
2001 roku, ukradł tę składkę, tak że w koszyczku zostało tylko pieniędzy na
dnie.
Gdy doszło do kłótni mojego Brata z przewodniczącym rady w sprawie finansów
związanych z malowaniem kościoła i Brat zażądał od przewodniczącego rozliczeń
się z pieniędzy zbieranych przez radę, gdyż jako proboszcz chciał pod koniec
roku przeczytać parafianom, ile zebrano w ciągu roku pieniędzy i na co zostały
wydane, wówczas usłyszał od niego groźbę, że nie dożyje końca roku. Brat mi
mówił: „Oni mi grożą, że na mnie napadną i zabiją mnie”. Nie pozwolił mi nawet
zostaać tam na noc, że możemy zginąć oboje.
Groźba został spełniona. Brata napadnięto, zamordowano w bestialski sposób i
uduszono.
Pan Zenon R. dobrze wie, dlaczego mówiąc o sobie, wspomina Piotrowskiego. Były
przewodniczący Rady Parafialnej wie również dobrze, dlaczego mówiąc o księdzu
Jamrozie, wspomina księdza Popiełuszkę, gdyż ks. Józef Jamróz został zamordowany
w bestialski sposób podobnie jak ksiądz Jerzy Popiełuszko.
Mój Brat był męczony i bity twardym narzędziem zbrodni. Został także uduszony.
Ma złamany i przemieszczony nos, załamane czoło, szereg innych obrażeń twarzy i
głowy oraz mocne ślady duszenia po obu stronach szyi, na karku i na klatce
piersiowej oraz przekrwienia narządów wewnętrznych świadczące o torturowaniu go.
Mój Brat otrzymywał groźby, podobnie jak ks. Popiełuszko i jak ksiądz
Popiełuszko był kapłanem z autentycznego powołania, służył Bogu, Kościołowi i
Ojczyźnie. Mordercy związali księdza Jamroza, zakneblowali mu usta, bili go,
kopali i dusili.
Męczeńska śmierć Ks. Kanonika Józefa Jamroza wstrząsnęła wszystkimi a zwłaszcza mieszkańcami Jelcza – Laskowic, Oławy, Wrocławia i okolic. Wielu z nich na moje ręce przysłało pisemne świadectwa dotyczące spotkań z księdzem, którego cenili i szanowali. Te świadectwa są pełne autentycznego bólu po śmierci znanego kapłana i są wyrazem szacunku dla jego wyjątkowego powołania i skromności księdza. W jednym ze świadectw można przeczytać: „”Śmierć Księdza Kanonika Józefa Jamroza była i jest dla mnie (oraz ludzi, którzy znali księdza Józefa) wielkim bólem i szokiem oraz nieodżałowaną startą dla Kościoła i dla nas. Oczywiste było dla nas, że nie była to śmierć przez zaczadzenie. (...) Nie wierzymy w to. Atakuje się wielkich kapłanów takich jak Ksiądz Józef i często morduje. Znamy wiele takich przykładów: Ksiądz Kotlarz, Niedzielak, Zych, Suchowolec też podpalony dla zatarcia śladów. Bogu dziękuję, że postawił na mojej drodze tak Bożego kapłana”. „Śmierć Księdza Kanonika Józefa Jamroza jest naszym zdaniem wielką stratą dla Kościoła, zwłaszcza że męczeńska i niewyjaśniona.”
Jedna z mieszkanek Jelcza – Laskowic na nasze
pytanie: „Czy musieli go zabijać, czy nie mogli jechać do biskupa, że nie chcą
takiego księdza?” odpowiedziała: „Musieli go zabić, bo ludzie byli za nim i nie
puściliby go, a oni go nie chcieli.” To świadectwo nie wymaga komentarza.
W jednym z artykułów zaskoczyły mnie słowa pani Janiny S. – zastępczyni
przewodniczącego rady – wzywające nas do pokory i zachowania ciszy nad trumną
Brata. Są to słowa szczególnie bolesne, bowiem wywodzą się z kręgu tych, którzy
odgrażali Bratu, że nie dożyje końca roku w związku z tym, że pozbawił radę
możliwości zabierania parafialnych pieniędzy do domu.
Ci, którzy zamordowali Brata, sami upokorzyli nas już na całe życie, a wołanie pani Janiny S. jako zastępcy skonfliktowanej z Bratem rady parafialnej brzmi szczególnie cynicznie i skłania mnie do wyciągnięcia wniosków. Jaki interes mają ci, którzy wołają o ciszę nad trumną? Dla mnie jest jasne, że zależy im na zakryciu zbrodni. A ja będąc siostrą zamordowanego w bestialski sposób niewinnego, bezbronnego kapłana, nie mogę być cicho, bo ta trumna kapłana męczennika woła o pomstę do nieba. Stojąc nad tą trumna należy głośno żądać sprawiedliwości i domagać się ukarania winnych tej straszliwej zbrodni.
Jest dużym nietaktem uciszanie rodziny, która
przeżywa męczeńską śmierć Brata Kapłana.
Wszystkim uciszającym mnie
wyjaśniam, że w demokratycznym państwie, gdzie zagwarantowana jest wolność
słowa, mam prawo dochodzenia prawdy, dociekania tego, co się stało. Nie może być
cienia wątpliwości, że w przypadku kiedy dokonano straszliwej zbrodni
popełnionej z premedytacją na niewinnym, bezbronnym kapłanie, jako osoba
pokrzywdzona, siostra zamordowanego mam prawo i obowiązek skorzystać z
przysługujących mi uprawnień po to, aby dochodzić prawdy i poszukiwać winnych
tej straszliwej zbrodni oraz domagać się ich ukarania. Jako siostra kapłana
męczennika mam obowiązek ukazania światu prawdy. Ta trumna woła o pomstę do
nieba!
Władysława Anna Jamróz